Życie Kawałek po Kawałku
Życie Kawałek po Kawałku
Życie Kawałek po Kawałku
Pogadajmy!

Pierwsze ale nie ostatnie, spotkanie z ZTM

środa, 18 sierpnia 2010
ZTM Warszawa

ZTM

Miałem dziś niewątpliwą atrakcję ! Podróżowałem w drodze powrotnej z pracy warszawską komunikacją miejską – ZTM. Ale wszystko po kolei…

Jakieś sześć, może siedem dni temu mój samochód zaczął niedomagać. A to wentylator od chłodnicy chodził bez przerwy, a to nie pokazywał temperatury silnika, a to się zapalała i gasła kontrolka od chłodnicy by w efekcie wentylator przestał chodzić wogóle- co bez dwóch zdań groziło przegrzaniem silnika. Już w poprzedni czwartek zaprowadziłem go do warsztatu samochodowego znajdującego się w najbliższej lokalizacji mojej pracy. Tam po całym dniu postoju panowie mechanicy stwierdzili, że wykluczają awarię czujnika temperatury oraz awarię termostatu. Zauważyli również, że co jakiś bliżej nieokreślony czas wszystko wraca do normy, czyli – po kolei czujnik temperatury pokazuje temperaturę, wentylator włącza się i wyłącza zgodnie z regułami sztuki no i w efekcie kontrolka na desce rozdzielczej gaśnie. Zainkasowali okrągłą sumkę i zaproponowali wizytę u ich znajomego elektryka samochodowego.Umówiłem się z panem elektrykiem.

Spokojnie jadę sobie dziś do pracy ubrany w codzienny garniturek i świeżutko uprasowaną koszulkę z krawatem – korki w stolicy – jak co dnia… aż tu nagle na warszawskim Mokotowie u zbiegu ulic Domaniewskiej i Postępu czyli jakieś pięćset metrów od mojej pracy widzę kłęby dymu (pary) wydobywające się spod mojej maski… pierwsza reakcja – dojadę do pracy – kłęby coraz większe – reakcja druga – ostateczna – zjeżdżam na trawnik za chodnikiem. Momentalnie zaparkowałem (w sposób jak najbardziej niezgodny ze wszelkimi przepisami – ale jednocześnie wymuszony sytuacją awaryjną). Do tego stopnia parowało spod tej maski, że nawet mijający mnie dosłownie za chwilę strażnicy miejscy stojący w tym samym korku co ja – nie zatrzymali się by sprawdzić co się dzieje – sytuacja była jednoznaczna – zagotował się płyn chłodniczy.

W typowo męskim odruchu otworzyłem maskę do góry i nie zdążyłem jeszcze do końca podeprzeć jej jak nastąpił wybuch i wężem gumowym zazwyczaj doprowadzającym płyn chłodniczy do chłodnicy, wydobył się on wprost na mój garniturek i świeżutko uprasowaną koszulę z krawatem. No to był klops totalny… bo nie wiem czy wiecie – jakiej konsystencji i jakiego smaku jest borygo (czyli płyn do chłodzenia silnika). NIE? nie wiecie? no ja do dziś też nie wiedziałem… ale już wiem jak smakuje i pachnie – a może lepiej powiedzieć śmierdzi… barygo czyli płyn chłodzący silki samochodowe.

Zabrałem swoją teczkę z samochodu – zamknąłem samochód i niezbyt spokojnym acz zdecydwanym krokiem udałem się do pracy. Nie spóźniłem się nawet.

Krótkie poszukiwanie, umówienie i kolega z Firmy odholował mnie już nie do tego samego warsztatu co ostatnio. Pan elektryk po około dwu godzinnych poszukiwaniach wydał telefoniczną diagnozę „samochód musi zostać w warsztacie do jutra bo gnije komputerek zamontowany nad lewym nadkolem przednim”. Szczerze mówiąc – z jednej strony rozbawiła mnie ta diagnoza – ale pomijając już sens – lub jego brak – z drugiej strony wpadłem w panikę – ze względu na konieczność powrotu do domu komunikacją miejską…

I tu ku mojemu OGROMNEMU zdziwieniu – cała podróż nawet ze spacerem – nie trwała wcale dłużej niż podróż samochodem!!!

Mało tego – widoki jakie mogłem podziwiać – szczególnie z tramwaju numer 10 – były dla mnie prawdziwym ZASKOCZENIEM!!! Odkryłem, że pomimo, że przejeżdżałem przez część z tych miejsc już wielokroć – NIE WIDZIAŁEM nawet niewielkiej części tej architektury co z okna tramwaju.

Dojechałem – opisałem – odpoczywam – a jutro… droga w przeciwnym kierunku z samego rana!

Będę miał oczy szeroko OTWARTE – gwarantuję!

Komentarz

Musisz być zalogowany by móc komentować.